Witam Was bardzo serdecznie! Ciągnęło mnie w góry, oj ciągnęło i przyciągnęło. Tym razem powróciłam w Tatry. Byłam tam wiele lat temu ze starszymi synami, a teraz czas na najmłodszego aby poznał choć trochę i zasmakował w wędrowaniu po górach. Pogoda nie rozpieszczała nas zbytnio, ale wykorzystaliśmy każdą chwilę bez deszczu, ze słonkiem, z chmurami, mgłą i z deszczem :) Dla tych widoków warto się trochę potrudzić, wchodzić wyżej i wyżej.
Morskie Oko piękne tak, jak dawniej. Gdy dotarliśmy widoczność była niezła, przywitał nas dostojny Mnich, a potem było już gorzej. Niebo zasnuło się chmurami, które ograniczyły widoczność do kilku metrów, a potem spadł rzęsisty deszcz. Był to czas aby odpocząć i nabrać sił na drogę powrotną. Taka pogoda ma też wiele zalet, jedna z nich, najważniejsza, to że nie ma na szlaku takich tłumów. W czasie wędrówki nad Morskie Oko mijały nas bryczki wypełnione po brzegi młodymi ludźmi, a obok szły osoby starsze, z widocznymi trudnościami w poruszaniu się, rodziny z małymi dziećmi na wózkach, kobiety w ciąży. Ot taki kontrast.
Jeszcze pokażę Wam jak wyglądało pakowanie. Walizka wypełniona po brzegi, Bella najwidoczniej chciała wyruszyć w drogę razem z nami ;)
Mieszkaliśmy w Cyrhli, nieopodal Zakopanego, gdzie blisko do szlaków TPN, cisza, spokój i cudne widoki na Tatry wysokie. Możliwość bliskiego obcowania z naturą ładuje akumulatory na długi czas.
Spotkałam tu niesamowitego ptaka - orzechówkę pospolitą, która z ciekawością przyglądała się ludziom i czekała na smakowite kąski. W wielu miejscach rosły naparstnice, zrobiłam im zdjęcie aby mieć "naparstki" gdyby nie udało się znaleźć tych porcelanowych.
Na Kasprowym Wierchu ktoś wylał mleko ;) Wjechaliśmy kolejką linową, frajda dla młodego niesamowita, a i w kolejce nie trzeba było czekać. Skoro tu nie było widoków więc udaliśmy się na Nosala. Trasa obfitująca w zapierające dech widoki, w miarę łatwa więc idealna na początek przygody ze zdobywaniem szczytów. Wjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym na Wielką Krokiew, Wojtek zachwycony, poczuł się jak skoczkowie przed startem.
Zachwyca mnie nieustannie architektura drewniana, bogactwo zdobień, dbałość o detale, pasja z jaką jest to wykonane.
Obok tego bajecznego domu na powyższym zdjęciu nie mogłam przejść obojętnie. Zamieściłam też fotkę niewielkiej kapliczki z MB od szczęśliwych powrotów, na pewno czuwała nad nami, bo szaleńców na drogach nie brakuje, o czym mogliśmy się przekonać na własne oczy.
W drodze powrotnej zwiedziliśmy kopalnię soli w Bochni, najstarszą kopalnię na ziemiach polskich. To był dobry wybór, gdyż Wieliczka bardzo zatłoczona i droga. Trzygodzinny czas zwiedzania minął bardzo szybko i aktywnie. Niesamowite było to, że w czasie półgodzinnego odpoczynku mogliśmy pograć sobie w koszykówkę, czy ping-ponga, a także zjeść ciepły posiłek, a wszystko na głębokości ok. 260 m pod ziemią.
Pamiątki też musiały być, oczywiście wybór padł na naparstki z charakterystyczną dla tego regionu parzenicą. Kupiłam też malutką filiżankę do espresso i parę innych drobiazgów.
Dziękuję, że dotrwaliście do końca. Teraz czas na przejażdżki rowerowe po okolicy. A Wam jak mijają wakacje, urlopy?